Strony

wtorek, 26 lutego 2013

Pies, który jeździł na wózku.

Tytuł wpisu dość dziwny i nieprawdopodobny, ale tak było.
Obok naszego niedźwiedzia - Larki, mieszka u nas drugi piesek - jamnik Boni i to o niej ta opowieść.
Boni jest już wiekowa, ma 13 lat. Jest po przejściach.
Półtora roku temu była kiepściutka i myśleliśmy, że odejdzie do krainy wiecznych łowów. Postanowiliśmy wtedy kupić drugiego pieska, żeby ból po stracie staruszki był mniejszy. Jamniczka jednak się podleczyła i nadal nas cieszy, jednak już teraz ma się coraz gorzej. Postanowiłam poświęcić jej dzisiejszy wpis, bo to przecież członek rodziny i naprawdę żal patrzeć jak niknie.
Ok. 5 lat temu nastraszyła nas po raz pierwszy. Z dnia na dzień zaniemogła. Dostała paraliż w tylne łapy. Biedactwo nie mogło chodzić. Przebierała tylko przednimi łapkami, a tylne ciągnęła jak foka ogon. Nie umiała usiedzieć w miejscu. Ciągle przemieszczała się po podwórku i tak sobie te łapy obtarła aż do kości. Dosłownie nie szło patrzeć jak się to psisko męczyło. Weterynarz nie dawał jej szans na wyzdrowienie. Dał tylko doraźnie jakieś zastrzyki i tyle.
Postanowiliśmy się nie poddawać. Mój M skonstruował dla Boni wózek inwalidzki. Wykorzystał kółka od wrotek, zrobił stelarz i tylną część psa kładliśmy na ten stelarz i przypinaliśmy paskiem. Szkoda, że nie mam zdjęć z tego okresu, bo to było nawet zabawne. Na początku Boni stała jak wryta i nie umiała się ruszać, jednak jak załapała o co chodzi to biegała, aż się kurzyło. Czyli pierwszy krok już był zrobiony - piesek mógł się przemieszczać. Teraz tylko trzeba było psa zacząć rehabilitować żeby powróciła sprawność tylnych łap. I tak zaczęły się codzienne, wieczorne wyjazdy nad jezioro ok. 15 km żeby Boni mogła popływać, bo jak powszechnie wiadomo woda czyni cuda. I faktycznie stał się cud. Paraliż ustąpił. Cieszyliśmy się wszyscy jak dzieci a pan doktor stwierdził, że jakby nie widział, to by nie uwierzył.
Minęło parę lat w spokoju i niestety znowu padł na nas strach o psa. Pies zaczął się dusić, ciężko i świszcząco dychać, kaszleć. Znowu trzeba było podawać mu zastrzyki i tabletki. Była mała poprawa, ale od tamtego czasu co 3 m-ce sytuacja się powtarza i jesteśmy już stałymi bywalcami u weterynarza. Podobno jamniki mają tendencje do wad genetycznych i nasza Boni właśnie ma to "szczęście" i taką wadę posiada. Stąd te świsty, kaszel i plucie. Naprawdę z dziećmi nie mieliśmy tyle przebojów zdrowotnych co z tym psem. No cóż zrobić, przecież ją kochamy a ona odwzajemnia tą miłość. Będziemy o nią dbać i leczyć jak najdłużej się da.
Dzisiaj nasza "babunia" jest już taka drobniutka i malutka. Niewiele je i większość dnia przesypia. Jednak jak podsłyszy, że wołamy Dużą do jedzenia to pędzi pierwsza. Jak jest okazja wskoczyć do łóżka, to też daje radę. Jest w niej chyba jeszcze wola życia. Mam nadzieję, że pożyje jeszcze trochę, że będzie mogła wygrzewać się na słońcu, bo to bardzo lubi.

Na zdjęciach dla porównania Boni w 2009 roku




         i dzisiaj - widać po oczach, że jest chora




Jak już jej nie będzie wśród nas, to oprawię ten wyhaftowany przeze mnie obrazek.

Wypisz wymaluj nasza Bonisia z najlepszych swoich lat.

 



No. To już koniec tej przydługiej opowieści.
Dotrwał ktoś do końca.

Pozdrawiam zaglądaczy:)  Ola.

niedziela, 24 lutego 2013

Całun Turyński.

Zastanawiam się ile to już lat temu Go wyhaftowałam. Będzie pewnie ze trzy.
Początkowo miał być dla koleżanki, ale w końcu zdobi mój pokój.

Wczoraj podczas blogowych wędrówek spotkałam ten obraz u jednej z Was i pomyślałam, że też chcę się nim pochwalić.

Wzór nie jest łatwy. To plątanina krzyżyków bardzo do siebie kolorystycznie podobnych. Jednak Ci, którzy mnie znają wiedzą, że ja lubię wyzwania.
Zrobiłam zdjęcia z różnej perspektywy, aby można było zobaczyć, że Chrystus wodzi za nami wzrokiem.






 
 
Haft jak zwykle wykonany nićmi DMC. Wielkość samego haftu - 21x28 cm
Jakość zdjęć jak zwykle fatalna. Sorry.

Miłego dnia.  Ola.

sobota, 23 lutego 2013

Następne chusty.

Udało mi się wreszcie zblokować moje zagadki. Narazie dwie, bo trzecia jeszcze się robi.
Myślałam sobie, że może będzie słońce i uda mi się zrobić w miarę porządne zdjęcia. Jednak pogoda nas nie rozpieszcza i niestety na słońce musimy jeszcze poczekać. Zdjęcia zatem takie jak zawsze:)

Oto piękna zielona łąka
Ten kolor bardzo mi się podoba.
Na chustę zużyłam trochę ponad jeden motek Malabrigo Babysilk Lace.
Wzór ogólnie znany i można powiedzieć, że mój ulubiony - Gail.










Teraz pokazywana już kiedyś bita śmietana. Dzisiaj wygładzona i piękna.
Włóczka to wspaniała Lace Dropsa. Zużyłam ok. 3/4 motka. Wzór "słonecznikowy".
Łatwo nie było, ale się nie poddawałam i chusta jest.
Czeka teraz na swoją właścicielkę:)










Życzę udanej niedzieli.
Pozdrawiam cieplutko.  Ola

piątek, 22 lutego 2013

Faraon na miesięcznicę.

Witajcie.
Dzisiaj mija miesiąc jak tutaj piszę i prezentuję moje prace.
Prawdę mówiąc, to nie przypuszczałam nawet, że dam radę, że będę umiała poradzić sobie z zawiłościami internetu, z ustawieniami i tymi wszystkimi technicznymi sprawami.
Jakoś poszło. Na pewno nie jest do końca tak jakbym chciała, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Fajnie, że do mnie zaglądacie i obserwujecie. Bardzo mnie to motywuje do pracy.
Dziękuję za miłe słowa. :)))

Jako ilustrację do mego wpisu wstawię zdjęcie największego "dzieła" jakie udało mi się wyhaftować. Obraz ma słuszne rozmiary tj. 120 cm na 50 cm.
Trochę się z nim namęczyłam, bo nici, które były w rozpisce do tego haftu niestety nie były dostępne na rynku. Kombinowałam więc i zamieniałam. Na szczęście jest internet i różnego rodzaju konwertery nici.
Pani, która zamówiła sobie ten obraz na nowe mieszkanie była nim zachwycona.
Skromność aż kipi :) ale faktycznie wyszedł fajnie.
Miał zawisnąć w salonie nad kominkiem.

 
Oto zdjęcia, kiepskie jak zwykle, ale niestety nad tym muszę jeszcze dużo popracować.

lewa strona
jeszcze przed prasowaniem - prawa strona
 
gotowy obraz po oprawieniu wersja z lampą błyskową
 
wersja bez lampy błysk.

Haftowałam go na szarej kanwie moimi ulubionymi nićmi DMC i DMC Rayon.
 
Jeśli podobają się Wam moje robótki wszelakiej maści, to zapraszam do zaglądania do mnie od czasu do czasu.i zostawiania śladu w postaci komentarza. Liczę na szczere komentarze. Krytykę przyjmuję z godnością. Zresztą jak powiedział klasyk " nie jest ładne to co ładne, ale co się komu podoba".
I ja się z tym zgadzam.
Pozdrawiam cieplutko.  Ola.

 

 







czwartek, 21 lutego 2013

Zakładka.

Zostało mi trochę skarpetkowej włóczki i postanowiłam zrobić coś małego, bo jak wiadomo ja muszę coś dłubać.
Ostatnio spotkałam gdzieś w necie zakładkę na drutach. Pomyślałam, że takiej zakładki to jeszcze nie robiłam i może spróbuję.
I oto jest. Pół godziny roboty. Chwila na upięcie. I nocka na wyschnięcie.
Moja pierwsza zakładka na drutach.
 




Będzie służyć mojej córce.
Może sobie ją czasami pożyczę, jak naciągnę dobę i znajdę czas na dobrą książkę.

Dzięki za odwiedziny.
Zapraszam częściej.    Ola.

środa, 20 lutego 2013

Sweter w szafie.

Będzie już ze dwa miesiące, jak pewna osoba spytała mnie czy nie przedłużyłabym prostego, męskiego swetra.
Z pewnym wahaniem, ale się zgodziłam.
Sweter cichutko przeleżał w szafie i nie dawał o sobie znać. W międzyczasie kupiłam nawet odpowiednią włóczkę, ale że właściciel rzeczonego namolny nie był, to się za robotę nie brałam. Wiadomo, inne przyjemniejsze robótki się dziergało.
Wczoraj nie miałam już odwrotu. Obiecałam solennie zrobić wreszcie ten przedłużający ściągacz. Okazało się, że robota nie jest taka zła jak myślałam. Najgorsze było nabranie takiej armii oczek, a później już szło. Nudno było, bo tylko prawo-lewo, jednak jakoś te 15 cm zrobiłam.
Oto efekt końcowy





Chyba niepotrzebnie podchodziłam do niego jak do jeża. Myślę jednak, że jeszcze trochę zimy przed nami i facet się w swetrze nachodzi.

Chciałam przywitać serdecznie moją Pierwszą Obserwatorkę.
Jest mi bardzo miło Cię gościć.

Pozdrawiam wszystkich odwiedzających:)
Ola.