To Holst coats - mieszanka merynosa i bawełny.
W trakcie dziergania zachowywała się przyzwoicie.
Nie plątała się, nie rozdwajała i pięknie dała się odwijać ze środka motka.
Miałam jedynie obawy czy chusta z niej wykonana będzie miękka i puszysta, bo włóczka była trochę toporna i mało sprężysta.
Merynosy grzały przyjemnie, bo to co podczas roboty przybywało i leżało na kolanach oddawało przyjemne ciepełko, ale co z tą puszystością.
W instrukcji użytkowania włóczki stało napisane, że trzeba ją uprać w zimnej wodzie i dopiero wtedy będzie miła w dotyku i puszysta.
I faktycznie po praniu i suszeniu stała się delikatniejsza, jednak w dotyku nadal czuć bawełnę. Mimo wszystko sięgnę jeszczę po tą włóczkę, tymbardziej, że ma szeroką gamę kolorów.
Z brzydkiego kaczątka
wyrósł łabędź. Korzystając z pogody narobiłam dużo fotek
Chusta Swallowtail robiona przeze mnie po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni.
Robiłam ją na drutach KP 3,5 i zużyłam ok. 1,5 motka Holst coats.
Dzięki Waszym życzeniom powrotu do zdrowia, moje samopoczucie powoli wraca do normy.
Ogólny stan zdrowia jakby się poprawił, ale wirus rzucił się na oczy, które teraz świecą.
Są czerwone i błyszczące jak u królika.
Mówię Wam, jak nie urok, to sra..ka.
Codziennie jednak powtarzam sobie, że 'jutro będzie lepiej' i 'byle do przodu'.
Zauważyłam nowe obserwatorki. Witam serdecznie i zapraszam do zabierania głosu.
Pozdrowionka.
Ola.